Kup teraz na Allegro.pl za 29 zł - CD + DVD KATARZYNA GRONIEC ZOO z piosenkami Osieck (12964526228). Allegro.pl - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect! Liczba nośników w przypadku płyt to ilość krążków CD lub DVD zawartych w opakowaniu, co informuje o tym, ile płyt jest częścią danego wydawnictwa muzycznego lub zestawu. 1; Rok nagrania ? Rok, w którym album lub utwory na nośniku zostały pierwotnie nagrane lub wydane, co pozwala na określenie czasu powstania muzyki. 2010 Wśród gości specjalnych w Starej Rzeźni będzie Grażyna Rudecka – uczestniczka I Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie, na którym zaśpiewała piosenkę Robertino Loretti „Mamma”, członkowie zespołu Czerwono Czarni, który to akompaniował wykonawcom na obu festiwalach, w tym szczecinianin – Wojtek Rapa, Ryszard Poznakowski – muzyk, kompozytor, aranżer, lider zespołu W 2018 nagrał singiel „Pół na pół”, który stworzył z Piotrem Rubikiem. W 2023 premierę miał musical Depesze z piosenkami zespołu Depeche Mode, w którym gra główną rolę. Latem tego samego roku został uczestnikiem 19. edycji programu rozrywkowego Polsatu Twoja twarz brzmi znajomo, po dziewięciu odcinkach dotarł do finału, w W naszym sklepie internetowym znajdziesz szeroki wybór płyt CD z różnymi gatunkami. Posiadamy zarówno najnowsze hity, jak i klasyki, które przetrwały próbę czasu. Dla fanów rocka, hip-hopu, muzyki klasycznej czy jazzu mamy coś specjalnego. Wszystkie płyty CD w naszej ofercie są nowe i oryginalnie zapakowane, co gwarantuje wysoką lirik lagu tegar septian aku yang dulu bukan yang sekarang. Jax zaczął swoją karierę w 2014 roku, występując w utworze I Got You autorstwa Duke’a Dumonta. Od tamtego czasu umieścił pod własnym nazwiskiem 6 singli na brytyjskiej liście Top 10 oraz 8 w Top 20. Jego najnowszy album Snacks (Supersize) stał się najczęściej sprzedawaną w UK płytą dance. „Mój ojciec jest z Turcji a matka z Malezji” – opisuje swoje korzenie Jones. „Dorastałem z mamą i ojczymem, który pochodzi z Nigerii i jest wielkim fanem muzyki. Ma wielką kolekcję płyt gramofonowych, CD i taśm z najprzeróżniejszą gatunkowo czarną muzyką – jazz i niemal wszystko od bluesa do rapu. Dużo słuchałem też muzyki grime, a szczególnie Skepta. A zatem pochodzę ze swoistego tygla rasowego i większość mojego życia to specyficzne kontrasty identyfikacyjne, najprzeróżniejszy wpływy kulturowe i poszukiwanie własnej tożsamości”. Jax Jones to pseudonim artystyczny. Jego prawdziwe nazwisko brzmi Timucin Fabian Kwong Wah Aluo, co samo w sobie pokazuje wielowarstwowość środowisk, które na niego oddziaływały. Może dlatego Jones zawsze poszukiwał czegoś innego niż podobni mu młodzi ludzie, na ogół przywiązani do muzyki miejskiej, zamknięci w swoich sypialnianych studiach z komputerem, na którym tworzą bity. Jones grał na gitarze klasycznej, występował w kościołach i grał na gitarze elektrycznej w londyńskiej grupie rapowej N-Dubz. „Z uwagi na swoje azjatyckie pochodzenie, moja mama zdecydowanie preferowała muzykę klasyczną. I dlatego od ósmego roku życia uczyłem się grać na gitarze. Choć pierwsza taśma, którą kupiłem, zawierała muzykę rap, słuchałem też klasyki, choć z bardziej akademickiej perspektywy, identyfikując akordy i zmiany metrum. W rezultacie, jeśli piosenka mi się podoba, to jestem w stanie powiedzieć, dlaczego tak jest. Mając 18 lat zacząłem grać na gitarze elektrycznej, ponieważ gdzieś usłyszałem, że Slash jest z pochodzenia Turkiem, czy coś w tym stylu (śmiech). Grałem na gitarze jak Slash, chciałem być wokalistą R&B jak Usher i robić rap jak Nas! Jednocześnie grałem na gitarze klasycznej i elektrycznej w dużych kościołach, do których każdego tygodnia przychodziły tysiące ludzi. Dzięki temu mogłem się z tego utrzymywać, a rzeczy wyglądały naprawdę poważnie. To był swoisty cotygodniowy chrzest ognia. Muzycy, z którymi grałem, byli znakomitymi instrumentalistami i dużo się od nich nauczyłem. Większość z nich była samoukami, ale mającymi duże zasoby wiedzy na temat akordów i melodii. To jak gra w zespole jazzowym, gdzie uczysz się improwizować i robić wszystko na słuch. Ludzie często śpiewali i budowali nastrój, a ja musiałem się uczyć piosenki w locie. To było naprawdę interesujące”. Cztery ślady Cała gama różnych wpływów i doświadczenia, które ukształtowały Jaxa Jonesa, bardzo pomogły mu w jego karierze w muzyce elektronicznej i pop. „W procesie poszukiwania własnej przynależności, zdałem sobie sprawę, że jedyna rzecz, w jakiej jestem naprawdę dobry, to komponowanie muzyki. Już jako dziecko zauważyłem, że wielu muzyków klasycznych jest naprawdę świetnych grając z nut, ale tworzenie własnej muzyki przekraczało możliwości ich wyobraźni. Mnie to natomiast interesowało coraz bardziej. Napisałem swoją pierwszą piosenkę w wieku 13 lat. Miałem szczęście do nauczycieli, którzy mi w tym bardzo pomogli. Moim pierwszym sprzętem był 4-śladowy magnetofon kasetowy, którego używałem do tworzenia ścieżek, nagrywania pętli, pisania piosenek i rejestracji rapu. Starałem się wyrazić siebie. Gdy miałem 11 lat pojawiła się ścieżka muzyczna do filmu Men In Black z Willem Smithem. Stworzyłem jej wersję ‘gwiazdkową’, zmieniłem słowa i zarapowałem. Prawdopodobnie brzmiała głupawo, ale czerpanie inspiracji z różnych źródeł wciąż pozostaje moim sposobem pracy. Staram się stworzyć nowe elementy z czegoś, co wcześniej gdzieś usłyszałem. „W listopadzie 2018 roku, Jones wydał EP o nazwie Snacks, na której znalazło się dziewięć już wydanych piosenek” (fot. Kevin Tachman) Muzyka elektroniczną zainteresowałem się jakieś sześć lat temu. Zwróciłem na nią uwagę, bo przypominała mi muzykę rap. Lubię w niej to, że wszystko do niej pasuje, zwłaszcza w stylistyce house. Dzięki temu mogę wykorzystać całe swoje doświadczenie. Kilka lat później, po wystarczająco długim przesiadywaniu za ekranem komputera, zdałem sobie sprawę, że chcę także grać na instrumentach. Oprócz grania na gitarze nauczyłem się też gry na pianinie, basie i trochę na bębnach. Połączenie instrumentów i komputera pozwala mi uzyskać oczekiwany efekt, z wyraźną obecnością elementu humanizacji, który jest niezbędny w tworzonej przeze mnie muzyce. Znajomość instrumentów bardzo mi pomaga w procesie pisania i produkcji muzyki. Nawet dziś, 90% mojej muzyki powstaje poprzez jej pisanie, z wokalistą znajdującym się w studiu. To bez wątpienia wpływ moich doświadczeń z grania w kościele, w kontekście tego, co śpiewa wokalista. To nauczyło mnie komunikacji z wokalistami oraz instrumentalistami i tworzenia synergii podczas pracy w jednym pomieszczeniu. Podoba mi się ta chemia wytwarzająca się przy pracy z artystą, przepływ emocji, poszukiwanie czegoś, co nas łączy i pisanie o tym. Każda piosenka powinna to w sobie mieć, nawet tak prosta jak You Don’t Know Me. Współczesna produkcja odbywa się na ogół tak, że producenci wysyłają materiał do wokalistów, a jeśli ci uczestniczą w sesjach w tym samym pomieszczeniu, to na ogół oczekuje się od nich zaśpiewania tego, co wcześniej zostało wykreowane. Z tego punktu widzenia produkcja jest najważniejsza. Dla mnie jednak sama produkcja nie jest pierwszoplanowa, ponieważ wiem, że to nie produkcja tworzy przebój, ale sama piosenka”. Wycinanki z sampli You Don’t Know Me był dużym przebojem wydanym przez Jaxa Jonesa w 2016 roku pod własnym pseudonimem artystycznym. Dotarł do trzeciego miejsca na brytyjskich listach przebojów i był notowany na listach wielu innych krajów. W piosence śpiewał Raye, a sample linii basu pochodzą z wydanego w 2005 roku utworu house Body Language w wykonaniu Booka Shade. Inne przeboje Jaxa to Breathe (2017, śpiewa Ina Wroldsen), Play (2018, Years & Years) oraz This Is Real (2019, Ella Henderson). Ten ostatni pojawił się na listach przebojów na początku 2020, kilka miesięcy po publikacji. Studio, w którym powstały wszystkie te utworu, znajduje się w domu Jonesa w Londynie. Jak można podejrzewać, znajdziemy w nim połączenie tradycyjnego i nowoczesnego podejścia do produkcji. „Mam piano Wurlitzera, gitarę i pianino – cały czas gotowe do gry. Instrumenty te zawsze brzmią tak samo, zatem nie trzeba za każdym razem szukać barwy i od razu ma się właściwy zestaw aranżacyjny. Instrumenty te pozwalają mi stworzyć pierwszy szkic, który potem mogę przenosić do komputera, choć rzadko nagrywam moje instrumenty. Zamiast tego wolę wyciąć sample z jakiegoś nagrania lub ściągnąć ze Splice, i rozmieścić próbki w samplerze EXS24 w Logicu lub samplerze Abletona. Bywa też tak, że zaczynam pracę w komputerze, a potem przechodzę do instrumentów, aby stworzyć linie melodyczne i akordy. Używam zarówno Apple Logic jak i Live. Po tym jak pracowałem z 4-ścieżkowym kaseciakiem, zamieniłem go na Cubase w komputerze Atari, który znajdował się u znajomego – ja nie miałem wtedy własnego komputera. Swoich pierwszych nagrań dokonywałem w Logic 5, także u przyjaciela, a dopiero potem kupiłem własny program i komputer Mac G3 za 50 funtów na ebayu. Z tego zestawu korzystałem przez wiele lat. Później zauważyłem, że znajomi z klubu pracują na Abletonie. Okazał się świetny, zatem włączyłem go do swojego zestawu. Logic wymaga ludzkiej ingerencji, by uzyskać coś dobrego, podczas gdy wszystko co wrzucisz do Live od razu przekłada się na jakąś formę muzyczną, ponieważ ma to samo tempo. Używam Live do kreowania pomysłów, jak pętle i tym podobne elementy, potem w Logicu tworzę akordy i melodie, a na koniec miksuję to w Pro Tools razem z Markiem Ralphem w jego domu. Mam chyba każdą wtyczkę jaka powstała, ale najchętniej korzystam z butikowych pluginów, ponieważ odnoszę wrażenie, że mniejsi deweloperzy tworzą ciekawsze rzeczy. Dla przykładu, do Abletona jest mnóstwo narzędzi w formacie Max for Live, takich jak np. Grain Scanner czy Instant Haus. Te wtyczki są wyjątkowo muzyczne – wystarczy je włączyć w torze sygnałowym i natychmiast powstaje coś inspirującego. Oprócz moich instrumentów oraz programów Logic i Ableton, mam monitory Focal SM9, interfejs UAD Apollo, klawiaturę MIDI i CD-playery. To wszystko, czego potrzebuję, choć obecnie szukam pary monitorów Yamaha NS10, bo jestem przyzwyczajony do ich brzmieniach i wierzę w to, co reprezentują dźwiękowo”. Na żywo Jones: „Mój zestaw koncertowy to hybryda systemu didżejskiego i muzycznego. Na scenie mam odtwarzacze Pioneer DJ, instrumenty i wyzwalam dźwięki z Abletona za pośrednictwem klawiatury sterującej MIDI. W Abletonie mam brzmienia, które wcześniej przygotowałem pod kątem występów poprzez ich resampling. W zasadzie mam dwa systemy Ableton Live – tak na wszelki wypadek, gdyby jeden odmówił posłuszeństwa. Niespecjalnie mi się to podoba, ale cóż zrobić – trzeba być przygotowanym na każdą sytuację. Dla kontrastu, bardzo lubię moje CD-playery Pioneera, które wykonują dokładnie to, czego od nich oczekuję, a jednocześnie pozwalają na ich wykorzystanie w charakterze instrumentów, z opcją zapętlania i efektami. Swego czasu próbowałem korzystać z kontrolera Ableton Push oraz stacji roboczej Akai MPD, ale nie przypadły mi do gustu. Z kolei Pioneery są jak czołg – spadną na ziemię, ale i tak będą dalej grać”. Uzależniające próbkowanie Domowe studio Jonesa jest miejscem, gdzie powstają wszystkie jego pomysły, ale pracuje również gdzie indziej, gdy angażuje się w projekty z innymi wykonawcami. „Moje domowe studio jest prywatnym miejscem, gdzie wypróbowuję swoje koncepcje, dokonuję obróbki sampli i tworzę do nich pętle. Samplowanie jest mocno uzależniające, ponieważ od razu masz określony klimat. Jeśli usłyszysz coś, co Ci się spodoba, to od razu to sampluj! Piękno próbek pochodzących z nagrań polega na tym, że jeśli nie wytniesz ich zbyt precyzyjnie, efekty mogą się okazać bardzo muzyczne. Zamiast dopasowywać do siatki, wrzucasz materiał do sesji i w tym tkwi cała magia. Sterylnie dopracowane dźwięki mogą już nie być tak efektowne. Cały proces przetwarzania przez sampler, rozciągania czasowego i odstrajania do różnej wysokości też pozwala wykreować ciekawy klimat. Zazwyczaj nagrywam partie muzyczne do DAW, ale pozytywną cechą ‘wklikiwania’ dźwięków jest to, że zabieg ten pozwala uzyskać pewną przypadkowość, zwłaszcza w liniach basu. Jeśli podczas gry wybierzesz funkcję Capture All, możesz potem wejść w tryb edycji i pozmieniać niektóre rzeczy, jak np. długość nut. W takich sytuacjach klikanie bardzo dobrze się sprawdza. W swojej pracy staram się łączyć cechy typowe dla gry muzyka z możliwościami komputerów i to właśnie ta kombinacja sprawia, że komputery sprawdzają się doskonale. Jeśli chodzi o stosowanie instrumentów wirtualnych, to na ogół korzystam z Sylenth 1 i Massive. Tworzę niekiedy swoje własne barwy, ale na ogół używam presetów. Przysłuchuję się im, szukam w nich czegoś inspirującego i wprowadzam ich brzmienia w kompozycjach. To tak jak z instrumentem akustycznym, w którym już jego naturalny charakter soniczny jest inspirujący. Oprócz tego używam instrumentów Arturii oraz Xfer Serum, choć staram się ograniczać aplikowanie dostępnych w nich efektów. Świetnie sprawdza się też reFX Nexus, zwłaszcza gdy pracuję z wokalistami, ponieważ ten syntezator od razu ma dobre brzmienie. Nowe kompozycje powstają wówczas naprawdę szybko, co jest istotne, kiedy pracujesz z kilkoma osobami”. Kolaboracje Oprócz aktywności w swoim domowym studiu Jones angażuje się także we współpracę, wynajmując studio komercyjne. „Zaczynając pisać nową piosenkę zazwyczaj potrzebuję więcej przestrzeni. Ja chciałbym, aby zaangażowanie osób biorących udział w projekcie było jak największe, a wszyscy się znali. Dlatego wolę udać się do większego studia, w którym jest dużo instrumentów pozwalających oderwać się od komputera i dających inspirację. W trakcie tworzenia piosenki na ogół używam pianina, niekiedy gitary, upewniając się, że melodia i słowa mają odpowiednią moc. Grając na instrumencie mogę się skupić na utworze, a nie na jego produkcji. W takich piosenkach jak You Don’t Know Me, Breathe, This Is Real, a nawet w numerach klubowych, jak Cruel, linie basu powstały w moim studiu. Są raczej proste, utrzymując tonację i puls, a potem do tego powstała reszta. Najważniejsze jest to, aby piosenka miała dużo własnej energii, ponieważ lepiej się nad nią pracuje. Gdy kompozycja jest już gotowa, zaczynam proces produkcji, przekształcając ją do postaci, w jakiej można ją potem usłyszeć. Dla przykładu, w You Don’t Know Me miałem jedynie partię basu w Sylenth 1, będącą moją wersją linii basowej z Your Love Frankie Knucklesa. Wokół niej pisałem całą piosenkę. Później zdałem sobie sprawę z tego, że to jest ta sama tonacja co linia basu Booka Shade. Przerobiłem ją na odgrywaną przez Operatora z Live i okazało się, że jest świetnie. Tak po prawdzie, to widziałem jak na YouTube ktoś zrobił ten riff, a ja dokonałem tego w podobny sposób. Wszyscy tak robimy! Jest coś zabawnego w tym, że lubimy podpatrywać sposób pracy innych osób, a kiedy znajdziemy coś podobnego na YouTube, to mamy ochotę zrobić to samo, ale nieco inaczej. Mój zestaw do nagrywania wokalu jest bardzo prosty i składa się z mikrofonu Neumann U87 oraz toru kanałowego Neve. Staram się nie komplikować zwykłych sytuacji. Często myślę o tym, aby wrócić do czasów 4-ścieżkowego magnetofonu, kiedy wszystko było bardzo proste. Nie było zaawansowanej technologii, a utwór musiał mieć co najwyżej kilka ścieżek, które ze sobą dobrze współbrzmiały. Wciąż myślę takimi kategoriami i mam w tyle głowy zasadę, mówiącą, że motyw muzyczny powinien być prosty, rytm oczywisty, a wokal wyrazisty i zrozumiały dla słuchacza. Gdy zaczynasz dokładać kolejne elementy, rzeczy zaczynają się komplikować, maskując podstawową koncepcję utworu. Dlatego cały czas staram się skupiać na jego zasadniczych elementach. Na tym poziomie współczesnej technologii, jedyną rzeczą, która odróżni muzyków jest poczucie smaku i pokora pozwalająca iść do przodu. Niektórzy myślą, że ponieważ coś lubią, to jest to dobre i nie chcą angażować się w nic innego. Niekiedy to prawda, ale najczęściej należy się wykazać wystarczającą skromnością, by chociaż spróbować nowych wersji. W ten sposób można wpaść na inne rozwiązania, znaleźć inny motyw, dodać nową sekcję, by na końcu stwierdzić, że to jest znakomite. Na ogół najlepsze pomysły powstają szybko, choć sam proces ich edycji może zająć sporo czasu”. (fot. Felipe Barbosa) Współpraca z Martinem Solveigiem Jax Jones nie byłby doskonałym przykładem współczesnego artysty pop i beatmakera, gdyby nie współpracował regularnie z innymi twórcami piosenek. Jednym z przykładów takiego działania jest piosenka All Day and Night, która wiosną ubiegłego roku znalazła się w czołowej dziesiątce przebojów w UK, a której współtwórcą jest słynny francuski didżej Martin Solveig. W powstaniu tego utworu udział wzięli także Becky Hill, Hailee Steinfeld, Kamille, Jin Jin oraz, jako producent, Mark Ralph. „Martin i ja znamy się od kilku lat, a poznaliśmy się, gdy grałem razem z nim na Ibizie. Mamy podobny gust muzyczny i jest między nami chemia, zatem gdy jesteśmy razem w studiu, działamy w bardzo podobny sposób. Martin twierdzi, że jestem bezwzględny, jeśli chodzi o wyszukiwanie najlepszych momentów w każdej piosence i nie uznaję żadnych kompromisów. Pracowaliśmy z Markiem Ralphem w jego studiu. Miałem riff syntezatorowy z kilkoma akordami na bazie Wurlitzera. W którym momencie Martin wyszedł ze studia, by złapać jakiś pomysł na melodię. Podczas jego nieobecności zrobiłem partię basu, która jednak nie miała w sobie energii, ale Martin zaproponował swoją, opartą na przecinakach basowych, którą można usłyszeć w piosence. On także nie lubi korzystać z wirtualnych instrumentów i woli wycinać sample z pakietów lub nagrań. Znajduje małe fragmenty w nagraniach, które mu się podobają, i tworzy z nich nowe elementy. Martin chciał, żeby w dropie nie było słów, ale ja miałem wrażenie, że potrzebujemy czegoś więcej i zaprosiłem Camille Purcell (Kamille), która jest znakomitą autorką piosenek. Spędziliśmy razem kilka godzin, dopracowując melodię i słowa, poszukując nowych elementów do wokalu w refrenie. Często pracuję w taki właśnie sposób. Jeśli mam wrażenie, że pojawił się dobry pomysł, to siedzę nad nim cały czas, kontaktując się z każdym, kto może mi pomóc w jego rozwinięciu do postaci przeboju. Końcowe prace nad piosenką mogą być wyjątkowo trudne i niekiedy zajmują wiele miesięcy. Bywa tak, że powstaje nawet 50 różnych wersji!”. Album dance W listopadzie 2018 roku, Jones wydał EP o nazwie Snacks, na której znalazło się dziewięć już wydanych piosenek. Blisko rok później na rynku ukazała się rozszerzona wersja tego wydawnictwa, pod postacią albumu Snacks (Supersized), zawierającego dwa inne przebojowe utwory oraz cztery opublikowane po raz pierwszy, w sumie 15 piosenek. Dla takiego artysty pop jak Jax Jones wypuszczanie albumów nie jest rzeczą normalną, dlatego szef marketingu wydawnictwa Polydor poczuł się w obowiązku wydać oświadczenie, w którym określił tę sytuację jako „cały czas rozwijaną playlistę, w której kulminacji pojawiają się nowe produkcje, tworząc pełny album”. Jones: „Po moim pierwszym przeboju You Don’t Know Me moim celem był dalszy rozwój. Chciałem odnosić więcej sukcesów, docierać ze swoją muzyką do coraz większej grupy odbiorców, robić lepsze piosenki i uniknąć losu kogoś w rodzaju artysty jednego przeboju. Wydałem więcej singli, ale pojawiło się też sporo piosenek, których wcześniej nigdzie nie prezentowałem. Mój menadżer jest wyznawcą starej szkoły, wcześniej pracował dla wydawnictwa 679 Artists, publikującego prace takich wykonawców jak Plan B, Kano i wielu innych. To on stwierdził, że muszę wydać płytę. Ja na to, że nie, bo nikt tego nie robi. Do dziś jestem zaskoczony tym, że mam fanów, którzy chcą słuchać mojej muzyki z albumu długogrającego. Ta dyskusja trwała rok czasu, ale w końcu przekonałem się do pomysłu wydania całej płyty i na początku 2019 roku zaczęliśmy pracować nad dodatkowymi piosenkami. To było bardzo interesujące, ponieważ dostrzegłem wartość kompozycji, które zrobiłem dla samej muzyki, a nie po to, aby zostały przebojami. To zmniejszyło ciśnienie i skutkiem tego zacząłem czerpać przyjemność z tego, że kończę pracę nad utworem tylko dlatego, że ten utwór mi się podoba. Teraz, kiedy album już jest na rynku i widzę, że stał się ważnym krokiem w mojej karierze, mogę z dumą powiedzieć: patrzcie ludzie, jestem prawdziwym artystą i mam więcej niż kilka piosenek. Dla moich fanów ta płyta jest przepustką pozwalającą wejść głębiej do mojego muzycznego świata. Patrząc na sprawę z innej perspektywy, album stał się złotą płytą jeszcze przed publikacją, ponieważ znajdowały się na nim wszystkie single już będące hitami”. Magia SSL Na płycie Snacks (Supersized) znalazły się dobrze znane single, ale kilka utworów, jak na przykład This Is Real, ukończono tuż przed publikacją albumu: „This Is Real to utwór, który powstał cztery lata wcześniej. Aby go dostosować do bieżących potrzeb musiałem go produkcyjnie odświeżyć, bo muzyka dance się zmienia, a ja jako producent też stałem się bardziej dojrzały. Przerobiliśmy bas na taki, w którym gra Roland SH-101, a bębny zmieniliśmy tak, aby brzmiały bardziej współcześnie i podobnie do tego, co można usłyszeć w klubach. Wokal został bez zmian, ponieważ było w nim coś magicznego, co pojawia się tylko przy pierwszych wykonaniach danej piosenki. Jeśli wokalista zbyt mocno przepracuje swoją partię, to zdarza się, że te emocje znikają”. Mówiąc o produkcji w liczbie mnogiej, Jones miał na myśli siebie oraz Marka Ralpha, który od kilku lat jest jego najbliższym współpracownikiem. Mark Ralph współprodukował trzynaście z piętnastu utworów na płycie Snacks (Supersized). Jest dobrze znanym realizatorem miksu i producentem, mającym na swoim koncie pracę z takimi wykonawcami jak Years & Years czy Clean Bandit. Ma własne studio w północnym Londynie, będące interesującą hybrydą komputera i sprzętu, z konsoletą SSL i mnóstwem instrumentów. „Podczas finalizacji prac nad piosenką pracuję zgodnie ze starą szkołą, którą reprezentują tacy specjaliści jak Mark Ronson, The Neptunes czy Quincy Jones” – mówi Jax. „Wierzę w pracę z najlepszymi i dlatego moim partnerem jest Mark Ralph, który doskonale zna się na kwestiach technicznych. W jego studiu stoi konsoleta SSL E-series oraz monitory ATC i NS10. Oddając mu swoje stemy zawsze się śmieję, ponieważ w momencie, kiedy przetwarza je na swojej konsolecie SSL one od razu stają się szersze, a nagrania nabiera innego wymiaru. To jakaś magia! Kiedy na początku ze sobą współpracowaliśmy, oddawałem mu ścieżki gotowe w 95 procentach, ale z biegiem czasu współpracowaliśmy coraz bardziej, a Mark zaczął mi pomagać w edycji i upraszczaniu aranżacji. Często usuwa też niepotrzebne elementy, intensywnie stosując korekcję dopasowującą ścieżki względem siebie. Musi być pewny, że wszystko jest na właściwym miejscu i nic nie rozprasza słuchacza. To trochę tak, jak z destylacją alkoholu! Moja muzyka przypomina domek z kart – jeśli ruszysz jedną, przewraca się cała konstrukcja. Dlatego trzeba zachować dużą ostrożność. Jedyną rzeczą, którą Mark dokłada do moich utworów jest subbas, zwłaszcza gdy zaczyna się refren. Zawsze przy tym mówi, że całość brzmi świetnie, ale stopa potrzebuje najniższych częstotliwości. Mam tendencję do ignorowania subbasu, skupiając się głównie na akordach i melodii. Jednak w muzyce pop pojawienie się refrenu musi być mocne, a wyrazisty bas bardzo w tym pomaga. Mark i ja miksujemy z użyciem konsolety SSL. Daję mu swoją wersję piosenki, a on stosuje korekcję, dodaje kompresor Avid Smack! oraz inne rzeczy, z których korzysta. Od jakiegoś czasu bazuje też na moich pogłosach, ponieważ używam ich w charakterze elementów aranżacji, niekiedy je nawet przesterowując. Podobnie jak ja, nie stosuje wirtualnych syntezatorów, preferując sample z pakietów lub nagrań. Bardzo lubię pracować z Markiem w jego studiu. On zawsze się upewnia, że wszystkie partie znajdują się na swoim miejscu i odpowiednio współbrzmią tworząc piosenkę. Ale jeśli nie mam wystarczającego budżetu, wówczas proszę o pomoc moich przyjaciół – odtwarzam im utwór, pytam o opinię i wprowadzam odpowiednie poprawki. Nie może to być jednak każdy, ponieważ niektóre opinie bywają mylące; są to jedynie te osoby, którym ufam i których gust muzyczny dobrze znam. Jeden z moich przyjaciół, któremu zawsze puszczam moje kompozycje, ma firmę sprzątającą, ale kocha kulturę klubową i wiem, że jeśli coś mu się spodoba, to musi być dobre. Na różnych etapach produkcji zasięgam też opinii znajomych realizatorów, z których zdaniem zawsze się liczę, jak na przykład Mark Ronson. Wciąż jednak jest to ten sam proces – staram się uzyskać jak najlepszy efekt i chcę, żeby to była dobra zabawa”. Już jest! Innowacyjny kurs języka angielskiego dla wszystkich grup wiekowych dzieci w wieku przedszkolnym. „Trefliki w przedszkolu. Język angielski” to autorski kurs języka angielskiego dla dzieci w wieku przedszkolnym. Jest innowacyjny, bo oparty na edukacji medialnej. Dzieci raz w miesiącu oglądają anglojęzyczny serial animowany „The Treflik Family” i na tej podstawie przyswajają nowe słowa i zwroty podczas aktywnych lekcji prowadzonych przez nauczyciela.„Trefliki w przedszkolu. Język angielski” stawia na nauczanie wszystkimi zmysłami. To kurs pełen nieszablonowych rozwiązań, czytania globalnego, logopedii, sensoryki, sensoplastyki, artterapii, z nami angielskiego już 3-latkiDo serii (dotychczas były dostępne poziomy 3 i 3+) właśnie dołączyły pakiety na poziomie 1 oraz 2. Można z ich wykorzystaniem pracować już z dziećmi 3- i 4-letnimi. W przypadku dzieci najmłodszych, nauka opiera się na zabawie i muzyce – w skład pakietu wchodzi CD z aż 32 autorskimi piosenkami, w których maluchy utrwalą proste słowa i zwroty. Nauczyciel ma do wykorzystania także plansze obrazkowe z realistycznymi zdjęciami i dużymi, wyraźnymi podpisami oraz specjalnie przygotowane plansze tematyczne w rozmiarze A3, które na odwrocie mają proste rymowanki, odnoszące się do ilustracji. W skład pakietu wchodzi również płyta DVD z odcinkami anglojęzycznego które będą pracowały na poziomie 2 serii „Trefliki w przedszkolu. Język angielski” otrzymają karty pracy. To prawie 100 pięknie ilustrowanych stron z ćwiczeniami grafomotorycznymi, sensorycznymi, wspierającymi logiczne myślenie czy wycinankami. Nauczyciel zaś otrzymuje aż 250 plansz obrazkowych i tematycznych, wspierających czytanie globalne, płyty: CD z autorskimi piosenkami oraz DVD z odcinkami w końcu to, co szczególnie cenią nauczyciele, którzy już znają naszą serię: przewodniki metodyczne dla każdego poziomu. Zawierają nie tylko scenariusze zajęć, ale także rozdziały ze wskazówkami dla nauczycieli, o przedmiotach uatrakcyjniających zajęcia, pomysłach na zabawy, nauczaniu przez zmysły, czy rozdział o tworzenia tzw. „classroom language”. Same scenariusze zaś obejmują szczegółowe opisy aktywności: zarówno przykłady zwrotów, których może użyć nauczyciel oraz zakładany czas poszczególnych etapów zajęć. Przewodniki metodyczne w serii „Trefliki w przedszkolu. Język angielski” są kompendium wiedzy o nauczaniu języka angielskiego w przedszkolu lub szkole spoken hereAutorka serii, Katarzyna Dołhun zachęca, by podczas zajęć z języka angielskiego mówić do dzieci wyłącznie w języku angielskim. – W pierwszych latach życia dziecka zachodzą wszystkie najważniejsze procesy aktywizacji językowej. W okresie tym (mówimy o wieku 0–6 lat), zwanym okresem szczególnej wrażliwości językowej, działają specyficzne mechanizmy przyswajania języka, dzięki którym mózg dziecka efektywnie gromadzi i przetwarza informacje językowe. Jeśli chodzi o naukę języka angielskiego, małe dziecko ma ogromną przewagę nad osobą dorosłą – nie ma zakodowanych w głowie sztywnych reguł. Chłonie język, w którym jest „zanurzony” i samodzielnie odkrywa zasady jakimi się on rządzi. Żaden nauczyciel nie będzie tłumaczyć przedszkolakowi trudnych reguł gramatycznych, a mimo to dziecko zaczyna mówić w sposób bezbłędny – podkreśla nauczycielka, metodyczka i lektorka języka angielskiego Katarzyna nowości (poziomy 1 i 2) z serii „Trefliki w przedszkolu. Język angielski” jest możliwy wyłącznie poprzez Konsultantów Oświatowych. Jak wyglądają karty pracy, plansze obrazkowe i tematyczne? Zobacz, wchodząc w zaktualizowaną zakładkę: język angielski. W katalogu płytowym Marka Grechuty są tytuły, które były firmowane i przez niego, ale też przez innych artystów- Teresą Iwaniszewską-Haremzą, Magdą Umer, Marianem Opanią („Pieśni Marka Grechuty do słów Tadeusza Nowaka”), Krystyną Jandą („W malinowym chruśniaku”), Marylą Rodowicz, Krzysztofem Jasińskim i Janem Kantym Pawluśkiewiczem (współtworzącymi musical- „Szalona lokomotywa”). W ramach zestawu „Świecie nasz” jest też płyta „Serce”, zamykająca cykl- rejestracja benefisu Grechuty zagrana i zaśpiewana przy współudziale wielu znakomitości polskiej notatce do wydania Pomatonu z 2001 roku (na fotografiach wyżej) można przeczytać: „Grechuta śpiewa Leśmiana… Chciałoby się powiedzieć: Nareszcie. Marek Grechuta zachwycał się już wcześniej wierszami jednego ze swoich ulubionych poetów i może musiało minąć jeszcze kilka lat, zanim „dojrzał” do tego trudnego zadania. Wcześniej zmierzył się z poezją Tadeusza Nowaka (pieśni), bliskiego spadkobiercy Leśmiana w polskiej poezji, piewcy metafizycznej ludyczności, również wielkiego mistyka. To Krystyna Janda namówiła Grechutę na skomponowanie cyklu pieśni do erotyków Leśmiana. Nie chce się wierzyć, ale te natchnione, nieporównane, trudne kompozycje powstały w ciągu paru dni i to w gmachu TVP na Woronicza! Grechuta komponował w pustym pokoju, zapisując gotowe aranżacje na papierze nutowym. Towarzyszyło tej pracy absolutne poczucie formy. Jak sam mówi „każdy z wierszy uzmysławiał potrzebę innej kompozycji i aranżacji”. Powstało dzieło w pełni ponadczasowe. ‘Ten cykl erotyków Leśmiana był od młodości moim ulubionym’ – mówi aktorka. ‘Zawsze traktowałam go jako historię, całość. Marzyłam, aby móc go zaprezentować. Namówiłam Marka na ‘Chruśniak’, bo uważałam, że jest on idealnym kompozytorem dla stworzenia muzyki do tych wierszy i wymarzonym interpretatorem tej poezji. Tak powstał ‘nasz Chruśniak’. Ja nadal jestem w Marku zakochana. W barwie jego głosu, we wrażliwości, delikatności, muzykalności. Nie rozstaję się z jego nagraniami.’ Album otwiera odegrany na fortepianie zarys głównego tematu na tle odgłosów łąki. Ona sama (‘Łąka’ to tytuł tomiku wierszy Bolesława Leśmiana, w którym znalazł się cykl prezentowanych tu erotyków) przedstawia się nagle głosem Krystyny Jandy. Wokalna wersja tej samej kompozycji, wykonana w duecie, jest najbardziej znanym tematem z całego wyboru. Senny nastrój sekwencji ‘Taka cisza w ogrodzie’ ustępuje nagle nastrojowi niepokoju (‘Śledzą nas’) – ktoś płoszy kochanków a gwałtowność tej sceny podkreślają niekonwencjonalnie użyte instrumenty perkusyjne. Hasło nasze to wspaniale zilustrowane oczekiwanie schadzki przez podnieconego kochanka – jakże celne okazało się użycie kontrabasu, podkreślającego swoją pulsacją bicie serca. Kochanka lepiej maskuje swoje uczucia – z całym spokojem rozmawia o zazdrości, jasno formułuje swoje zarzuty (‘Zazdrość moja’). Daje upust emocjom na osobności, co – zauważone przez kochanka – doprowadza do ekstatycznej eksplozji instrumentalnej. Ale prawdziwa eksplozja namiętności kochanków następuje dopiero we fragmencie Ty pierwej mgły dosięgasz – wiersz Leśmiana jest chyba najpiękniejszym w polskiej poezji opisem najwyższego miłosnego uniesienia. Dosyć radykalna zmiana nastroju w utworze Zazdrośnicy umotywowana jest żartobliwym charakterem samego wiersza. Niekłamaną muzyczną rewelację zachował Grechuta na sam koniec: melodia „finału” (‘Zmienionaż po rozłące’), powtarzająca się i obsesyjna, jest niewiarygodnie piękna – spotkanie kochanków po latach jest już indywidualnym dramatem każdego z nich… Przepiękna instrumentacja tego fragmentu – niemal żałobna w wymowie, w aranżacji sekcji smyczkowej przywołująca Partity Jana Sebastiana Bacha – sprawia, że jest to jeden z najpiękniejszych utworów orkiestrowych w całej polskiej muzyce popularnej. Oto w serii „Świecie nasz” powtórna premiera „Łąki” w jej pełnej, oryginalnej postaci (doszły fragment recytowane), której przywrócenie – jak wierzymy – ucieszy zarówno miłośników poezji Leśmiana, jak obojga występujących artystów. Doprawdy imponującą porcję nagrań dodatkowych przygotowaliśmy do tej edycji – wszystkim zaprezentowanym tu kompozycjom patronuje Muza Miłości. Rzecz jasna zakładając, że miłość niejedno ma imię, a kochać to nie znaczy zawsze to samo.” „W malinowym chruśniaku” to jeden z tych wyjątkowych albumów, w którym tekst (wiersze Leśmiana) idealnie zespolony jest z muzyką, a śpiew Krystyny Jandy i Marka Grechuty, który jako perfekcyjnie dopracowany, można by uznać za doskonałą grę aktorską obojga. Wydaje się, że Grechuta z tą właśnie płytą udowadnia pełne panowanie nad swoim głosem- śpiewa dokładnie tak, jak mu serce podpowiada, wykorzystuje całą paletę barw i odcieni jak jest wymagana do oddania piękna tekstów. Pani Janda jest nie tylko doskonałą aktorką, ale i wokalistką o doskonałym warsztacie. Płyta zmusza do skupienia, poświęcenia uwagi tylko jednemu- wsłuchiwaniu się, a to oznacza, że ma się do czynienia z czymś bardzo wyjątkowym… Płyta- arcydzieło!W notatce od wydawcy można przeczytać, że: „Album ‘Pieśni Marka Grechuty do słów Tadeusz Nowaka’ zawiera fragmenty widowiska ‘Zapach łamanego w rękach chleba’, którego premiera odbyła się w Poznaniu w ramach Wiosny Estradowej 1979 (Marek Grechuta zdobył nagrodę dla najlepszego kompozytora przeglądu). Materiałem literackim stały się tu wiersze Tadeusza Nowaka, najbardziej – po Leśmianie – metafizycznego z polskich poetów. ‘Cudowny język Nowaka’ zachwycił Grechutę już wcześniej, gdy komponował piosenkę ‘Krajobraz z wilgą i ludzie’, znaną z albumu ‘Droga za Widnokres’. Tym razem sięgnął głównie po wiersze z tomików ‘Psalmy’ (1971) i ‘Psalmy nowe’ (1978). Grechuta po raz pierwszy komponował na tak wielki aparat wykonawczy- orkiestra i chór madrygalistów pomogły mu stworzyć brzmienie równie oryginalne, co sama poezja Nowaka. Artysta uważa, że ‘dopiero pracując nad ‘Pieśniami’ pokazał w pełni swoje możliwości kompozytorskie’. W wierszach Nowaka ożywa galeria postaci- staruszek z fajką, kramarz i anioł, wiejski głupek i Magdalena, żebracy, królowie i zbójcy. Dlatego Grechuta zaangażował do projektu innych wykonawców i precyzyjnie rozdzielił pomiędzy nich role. Magda Umer, głos delikatny i liryczny, reprezentuje najbardziej ulotny, duchowy element ‘Pieśni’ (Wody są czyste z ‘zaświatową’ wokalizą Grechuty w zakończeniu). Teresa Haremza jest patetyczna, wręcz wzniosła- jej głos stworzony do śpiewania psalmów (‘Za lasami za wodami’ i ‘W małym miasteczku’). Marian Opania, świetny głos aktorski, wnosi tak niezbędny w poezji Nowaka element ludyczny- czy w recytacji (‘Spił się mój anioł’), czy w pieśni (‘Chcę być Pomylony’). Warto zwrócić uwagę, jak zróżnicowane tło muzyczne przypisał kompozytor każdemu z tych głosów. Sam Grechuta wykonuje utwory o wielkiej rozpiętości stylistycznej. Jest wśród nich senna ballada ‘Bolą mnie nogi’, jest przekorna deklaracja /Nie wiem o trawie’ (jedyny utwór z tego projektu, który przetrwał w jego repertuarze estradowym). ‘Żebrak bo żebrze’ to dzika, ekspresyjna pieśń zbójecka, skontrastowana z liryczną apoteozą brzozy – panny młodej, której białe „bandaże boże” symbolizują bezbronność i niewinność. Zwraca uwagę skala głosu Grechuty, rozpoczynającego utwór basem, by skończyć go w wysokim rejestrze tenoru. Psalm ‘O Magdaleno’ otwiera brawurowo wykonana partia a cappella, a zamyka recytacja fragmentu ‘Autoportretu’ Nowaka, wiersza z tomu ‘Kolędy stręczyciela’ (1962). Jest to utwór o zmieniającej się niemal z taktu na takt płynnej, rozwijającej się formie, ale żadna z zamieszczonych tu kompozycji nie odznacza się tak rozbudowaną strukturą, jak kolęda karczmarza, Pod ubogie niebo. Jest to kompozytorskie arcydzieło Marka Grechuty, utwór, który sam artysta zalicza do swych największych dokonań. Mamy tu całe ‘Pieśni’ w jednej kropelce: ‘90-sekundową operę’, której dynamika i kontrasty aranżacyjne wystarczyłyby do zbudowania monumentalnego dzieła muzycznego. Nigdy wcześniej nie wtopiono tak wielu muzycznych treści w tak miniaturową formę. Tę niezwykłą mozaikę psalmów, ballad i przewrotnych, świeckich kolęd, zamyka – paradoksalnie – psalm dziecinny, ‘Dzieciństwo moje’. Wiersz, tak intymny dla poety, wprowadza element spokoju i łagodności. I koi „odwiecznie jątrzącą się ranę”… Podobnie jak w ‘Szalonej Lokomotywie’ (do tekstu Stanisława Witkiewicza), także w ‘Pieśniach’ harmonia muzyki i słów jest pełna, skończona, absolutna. Jednak poetycki świat Nowaka jest bardziej złożony (przez co bardziej hermetyczny), niż majaczenia i wizje Witkacego. Poezja Nowaka – symboliczna, pełna kontrastów i paradoksów, ale przede wszystkim metafizyczna, unosząca się ponad czasem i obok przestrzeni – znalazła w muzyce Grechuty nie tylko ilustrację, ale… reprezentację. Grechuta osiągnął w ‘Pieśniach’ rzecz zgoła niemożliwą – stworzył ‘wokół’ poezji Nowaka odmienny od wszystkich dotąd znanych, niepowtarzalny muzyczny świat.”Od wydawcy: „Czy można ‘wyśpiewać obraz’? Owszem – chociaż brzmi to paradoksalnie, Marek Grechuta udowodnił, że jest to możliwe. Inspiracją do powstania cyklu nowych pieśni było tym razem… malarstwo. Grechuta lubi obrazy, zwłaszcza impresjonistów. Sam jest zresztą utalentowanym malarzem – swoje prace plastyczne wystawia od dawna. Wybrał więc ulubione obrazy swoich mistrzów i… ożywił je – muzyką i słowami, tworząc w pełni autorski album tematyczny i po raz kolejny zaskakując słuchaczy. ‘Kawiarnia w nocy’ (Van Gogh). Grechuta wciela się tu w postać kloszarda, którego bełkotliwy monolog komentuje tytułową kawiarnię, ale też – w bezbłędnie trafionych obserwacjach – samą twórczość holenderskiego mistrza: ‘widać, że stół stoi trochę twardziej’. W tekście pojawia się również określenie ‘portrecik tej muzyczki’ – autokomentarz odwracający sytuację: czy można ‘namalować muzykę’? ‘Niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte’ (Seurat). Autor muzyki i wiersza szuka sposobu na oddanie panującej na obrazie ciszy, dając zarazem wyraz swojej tęsknocie za odmalowaną tu sielanką. W kolejnych ‘śpiewających obrazach’ pojawiają się głosy kobiece – Grechuta zaprosił do współpracy dwie śpiewające aktorki Teatru Starego w Krakowie: Dorotę Pomykałę i Urszulę Kiebzak. „Akrobatka na piłce” (Picasso) to utwór iście „akrobatyczny” i w muzyce i słowach. Natomiast ‘Parasole’ (Renoir) natchnęły Grechutę do wyciągnięcia z odmalowanej sytuacji daleko idących wniosków – deszczyk ujawnia całą gamę tłumionych uczuć! ‘Portret Czechowskiej’ (Modigliani) podsunął pomysł na rozpisanie w formie dialogu sceny w pracowni artysty – zziębnięta modelka fantazjuje niefrasobliwie na temat… aparatu fotograficznego (‘ale to chyba kosztowałoby miliony’).‘Tancerka z bukietem’ (Degas) zawiera wyjątkowo współczesne przesłanie: artystka rewiowa marzy, by przynajmniej raz zrobić coś nie pod publikę. ‘Piruet przed nikim’ to doskonały komentarz ‘medialny’ w czasach, kiedy liczy się tylko ‘oglądalność’. ‘Śniadanie na trawie’ (Manet) zainspirowało Grechutę do odbrązowienia polskiej fascynacji wszystkim co francuskie (kuchnia i moda) i artysta czyni z typową dla siebie ironią, ożywiając przy okazji liczne stereotypy, takie jak żabki i ślimaczki… ‘Pejzaż podwawelski’ (Wyspiański) to silny akcent narodowy. Manifest polskości, zawarty w ostrej krytyce upadku pogrążającego się w brudzie Krakowa, wzbogacony świadomą stylizacją partii fortepianu na styl Chopina. Godne zwieńczenie dzieła. Drugą stronę oryginalnego longplaya otwierała muzyka do inscenizacji teatralnej ‘Otella’ Szekspira, wystawionej w Zamościu z okazji 400-lecia miasta – rodzinnego miasta Grechuty. Po dynamicznym Otwarciu kurtyny pojawia się stylizowany hejnał dworski i krótkie utwory związane z charakterystyką postaci (Opowieść Otella o Desdemonie zdobi kobieca wokaliza i mormorando Grechuty). Pośród radosnych motywów muzycznych – poprzedzających w dramacie zbrodnię – wyróżnia się ‘Pieśń biesiadna Otella’, o iście biesiadnym tekście. Całość wieńczy piękna kompozycja ‘Ostatnia pieśń Desdemony’ z wokalizą Urszuli Kiebzak. Dwie ostatnie piosenki na tej płycie powstały do wierszy Józefa Czechowicza, którego poezja zafascynowała Grechutę już wcześniej (‘Motorek’). ‘Księżyc w rynku’ to kameralna opowieść o mieście (Lublin), które przypominało artyście jego rodzinny Zamość, gdzie on sam widywał ‘Księżyc w rynku’ i mieszkał przy ulicy Grodzkiej. ‘Knajpa’, piosenka ekspresyjna jak sam wiersz, oddaje dekadencki nastrój nocnego życia Polski międzywojennej, świata fałszywego blichtru, gdzie limuzyny i gabinety nie chronią przed poczuciem zagrożenia, albowiem bal rozgrywa się nad przepaścią. ‘Koncert zza ściany’ to utwór instrumentalny, ale nie powstał dla teatru, ani dla kina. Romantyczna muzyka wyrażała sprzeciw artysty przeciwko agresywnym dźwiękom dobiegającym zza ścian naszych domów – także dźwiękom muzyki rockowej, której nowe oblicze sam Grechuta kształtował kilka lat wcześniej z grupą „Wiem”. Magdalena Saługa napisała w streszczeniu pracy licencjackiej wydziału polonistyki UJ [1]: „Plastyczność i malarskość, charakteryzujące lirykę Marka Grechuty, ujawniają się najsilniej w utworach z albumu ‘Śpiewające obrazy’ z 1981 roku i jego reedycji w ramach antologii ‘Świecie nasz’ wydanej w 2001 roku. Malarskość dotyczy nie tylko sposobu obrazowania, wykorzystywania języka, ale również tego, co staje się inspiracją i przedmiotem poezji śpiewanej, a są to dzieła wielkich mistrzów malarstwa. Idea transpozycji dzieła wizualnego na obszar słowno-muzyczny zachęca do powzięcia refleksji dotyczącej ekfrastyczności [2] utworów Grechuty […] Piosenki ‘Patrz, już wszyscy poszli’ oraz ‘Jak namalować tańczącą bolero’, to kompozycje stanowiące punkt wyjścia dla zaprezentowanych w pracy analiz i interpretacji. Kanwą do ich powstania stały się obrazy postimpresjonistów, odpowiednio, ‘Nocna kawiarnia’ Vincenta van Gogha i ‘Marcelle Lender tańcząca bolero w Chilpéric’ Henriego de Toulouse-Lautreca…” Czy coś trzeba dodać (by mocniej skomplikować co chciał uzyskać Grechuta, pisząc teksty do omawianej płyty)? Chyba nie… „Piosenki dla dzieci i rodziców”, album studyjny Marka Grechuty, został wydany przez Markart w 1991 roku. Wykonawcami byli: Marek Grechuta (śpiew, fortepian, pianino Yamaha), Lidia Duda (śpiew), Beata Malczewska (śpiew), Grażyna Trela (śpiew), Edward Lubaszenko (śpiew), Tomek Wertz (śpiew), Krakowski Chórek Dziecięcy „Gama”, Halina Jarczyk (skrzypce), Bogusława Ziegelheim (skrzypce), Andrzej Bosak (wiolonczela), Paweł Ścierański (gitara), Tomasz Lato (kontrabas), Sławomir Berny (perkusja), Stanisław Pawlik (flet). W notatce od wydawcy czytamy: „Piosenki dla dzieci – pisane na przestrzeni lat dla syna, Łukasza – stanowiły ważną część twórczości Marka Grechuty, ale w formie zebranej ukazały się na płycie (była to początkowo kaseta magnetofonowa) dopiero w 1991 roku. Artysta pisał głównie utwory do własnych tekstów, a kiedy sięgał wyjątkowo po wiersze innych autorów, była to klasyka polskiej poezji, niekoniecznie dziecięcej: Brzechwa i Słowacki. To zamiłowanie do poezji, manifestowane przez Marka Grechutę doborem tekstów na ‘dorosłych’ płytach odbiło się więc także w jego twórczości dla najmłodszych. Efektem poetyckich fascynacji Grechuty są piosenki ‘Niechaj mnie Zośka o wiersze nie prosi’ (do jednego z ulubionych wierszy Juliusza Słowackiego) oraz fragmenty widowiska telewizyjnego ‘Kopciuszek’ (w reżyserii Andrzeja Maja – TVP, 1987), opartego po części na wierszach Jana Brzechwy. Większość ulubionych utworów Marka Grechuty dla dzieci powstała jednak do tekstów samego artysty. Natomiast jego związki z dziecięcym teatrem okazały się trwałe. I zaowocowały piosenkami. Większość własnych nagrań dla dzieci Marek Grechuta zrealizował w październiku i listopadzie 1991 roku w studiu krakowskiego Teatru Bagatela. Ale – ‘Kopciuszek’ to tylko jedna z licznych inscenizacji z jego muzyką i piosenkami – artysta wielokrotnie współpracował z Teatrem Telewizji, przy takich przedstawieniach, jak ‘Król i sroka’ (reżyseria Bożena Winnicka – TVP, 1985) czy bodaj najbardziej znanym: ‘Piękne jest królestwo moje’ (TVP, 1995). W tym ostatnim, bajkę muzyczną Marka Grechuty do tekstów Krystyna Wodnickiej wykonują dzieci i młodzież amatorskiego Teatru Filystyn działającego przy Domu Kultury w Bielsku-Białej pod opieką Krystyny Małeckiej. Przedstawienie to zdobyło nagrodę Telewizji Dzieci i Młodzieży, przyznaną w 1995 roku na Puławskich Spotkaniach Lalkarzy. Wróćmy jednak do autorskich piosenek Marka Grechuty dla dzieci. Najciekawsze z nich wydają się te wesołe, humorystyczne, ale prawdziwego mistrza poznajemy po utworach, które łączą elementy zabawy z pierwiastkiem edukacyjnym (jak znana ‘Kołysanka zgadywanka’). Warto zacytować fragmenty piosenki, prowokującej wykonawcę do niemal aktorskiej interpretacji. Grechuta wie, że dzieci mają doskonały ‘wykrywacz autentyzmu’ i nie pozwalają się łatwo oszukać. ‘Już idzie wiosna – z kwiatami pani, kładzie na śniegu z trawy dywanik. Wróbel z wysoka po okolicy szuka pierwszego kłosa pszenicy. Jak się pisze pszenica?’ – tak zaczyna się ta zabawna kołysanka, przy której można sprawdzić u dziecka znajomość ortografii. ‘Wróbel na drzewie moknąć nie lubi, a wiatr mu z liścia parasol zgubił. Jak się pisze zgubił?’ Do ulubionych piosenek Marka Grechuty należy niewątpliwie humorystyczna ballada ‘Jadę pociągiem prawdziwym’: ‘Jedzie pociąg jedzie, wiezie ludzi wiezie, puszcza dymu szare kłęby. Powiedz mi sąsiedzie, dokądże ty jedziesz bo ja do Szklarskiej Poręby…’ Ale jeżeli nawet puszczanie oka do rodziców nie jest najważniejszym kryterium oceny dobrej piosenki dla dzieci, to niewątpliwie bywa nim uniwersalność przekazu. Obie te cechy spełnia trzeci wielki przebój dziecięcy Marka Grechuty, ‘Muszę dziś wykonać plan’. Tutaj znajdujemy wszystko: humor, niewątpliwy walor edukacyjny, ale także czytelny satyryczny podtekst o przekazie wymierzonym w realia świata, w którym powstawały te piosenki. Zastanówmy się jednak, czy tak wiele się od tamtej pory zmieniło? Marek Grechuta ostrzega: Bo ja tego znieść nie mogę Że nie dbacie o przyrodę Z mego okna widok marny Chodnik szary asfalt czarny Stoi słupek zamiast drzewa Nic nie rośnie nie dojrzewa Krasnoludek się zatruje No a kto postawi dwóję? Kto? No kto…” „Serce” to album zarejestrowany w czasie koncertu benefisowego Marka Grechuty. Wystąpili również zaproszonych przez Grechutę artyści: Hanna Banaszak, Ewa Bem, Krzysztof Cugowski, Katarzyna Groniec, Krystyna Janda, Anna Maria Jopek, Ryszard Rynkowski, Grzegorz Turnau, Zbigniew Wodecki, Tadeusz Woźniak, Jacek Wójcicki. Nagrania pochodzą z 1998 roku, ale wydane w 2001 roku przez wytwórnię Pomaton EMI. „Serce” to jeden z piętnastu albumów zestawu „Świecie nasz”. który nie jest reedycją wcześniejszego longplaya czy płyty CD. Jest hołdem złożonym jednemu artyście przez innych, w tym przypadku usłyszymy piosenki Marka Grechuty w wykonaniu kolegów reprezentujących różne pokolenia polskiej estrady. Większą część repertuaru tej płyty wypełniają nagrania z koncertu „Benefis Marka Grechuty” zorganizowanego przez Fundację „Dar Serca” w Sali Kongresowej w Warszawie 14 listopada 1998 roku. Na ten wyjątkowy występ przybyli tłumnie zarówno artyści związani z Markiem Grechutą od początku kariery (jak Jan Kanty Pawluśkiewicz czy Zbigniew Wodecki), jak jego odwieczni sympatycy (np. Tadeusz Woźniak, który brał gościnny udział w nagraniu pierwszego albumu grupy Anawa) oraz młodzi twórcy, zafascynowani tą niezwykłą muzyką sprzed lat- Grzegorz Turnau (twórczość Grechuty miała wpływ na jego własną twórczość, jak przyznał) czy Anna Maria Jopek, utożsamiana wyłącznie ze sceną jazzową, zresztą jak Ewa Bem, która zaprezentowała najbardziej „nieortodoksyjne” interpretacje przebojów Marka Grechuty. Zaproszeni artyści zinterpretowali piosenki Grechuty inaczej niż to co prezentował Grechuta na swoich płytach czy koncertach i do jakich publiczność przywykła, a więc gościnne występy musiały „opór” słuchaczy przełamać by mogły na nowo zachwycić. Przyjaciele wsparli krakowskiego artystę w przypomnianej po ponad trzydziestu latach, piosence- „Tango Anawa”. „’Tango Anawa’ stało się naszą ‘trampoliną’, przebojem i wizytówką zespołu” – tak po latach wspominał Jan Kanty Pawluśkiewicz. „Ja, fanatyczny miłośnik jazzu, zostałem nakłoniony przez Marka, żeby pisać muzykę… do wierszy. Podziwiałem u niego zrozumienie poezji, kiedy mnie bardziej interesowała formalna strona muzyki. Ujawniła się u Marka niekonwencjonalna lekkość śpiewania. I powstał wizerunek: nieruchoma postać, niezwykła muzykalność. Narodził się kanon.” Ten wizerunek- jedynego i niepowtarzalnego, utrudnia dorównania mu. Krystyna Janda przekonywała, że „Marek jest idealnym kompozytorem dla tworzenia muzyki do wierszy i wymarzonym interpretatorem poezji. Nadal jestem w nim zakochana”. Podobnie oceniają osobę Marka Grechuty artyści młodszego pokolenia: Katarzyna Groniec – „To był ktoś, kto odkrył dla mnie poezję. Słuchałam go jako dziewczynka i byłam jedną z tych zakochanych nastolatek…”, Grzegorz Turnau- „Grechuta i Pawluśkiewicz oderwali mnie od Beatlesów, zespołów Queen i Steely Dan. Olśnili mnie swoją ‘Lokomotywą’. Stałem się fanatykiem Grechuty w sensie ścisłym. Zacząłem go naśladować. Doprowadziło to do nieuchronnych decyzji życiowych. Nie żałuję, panie Marku”. Bonusowe nagrania z płyty „Serce” pochodzą z koncertu zorganizowanego w hołdzie Markowi Grechucie w Teatrze Stu w Krakowie, w 1998 roku. „Szalona lokomotywa”, album Marka Grechuty, wydany przez wytwórnię Pronit w 1977 roku (w przypadku zestawu „Świecie nasz” z roku 2005), zawiera fragmenty musicalu o tym samym tytule. Rejestracji dokonano w czerwcu 1977 roku w studio Polskich Nagrań w Warszawie w składzie: Marek Grechuta – śpiew, Maryla Rodowicz – śpiew, Jan Kanty Pawluśkiewicz – fortepian, Piotr Techmański – flet, klarnet, saksofon, Jerzy Wysocki – gitara akustyczna, Janusz Grzywacz – fortepian Fendera, syntezator, Paweł Ścierański – gitara elektryczna, Krzysztof Ścierański – gitara basowa, Marian Bronikowski – perkusja oraz grupa wokalna Alibabki. Od wydawcy [3] dowiadujemy się, że: „Piąty album Marka Grechuty z 1977 roku zawiera fragmenty musicalu „Szalona lokomotywa” w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego, wystawionego w krakowskim Teatrze STU (premiera odbyła się w czerwcu 1977 roku). Pierwszoplanową rolę w „Szalonej Lokomotywie” odgrywa też Maryla Rodowicz” Jak można przeczytać we wkładce do płyty (wydanie CD z 2000 roku): “Któż może być bardziej szalony, niż dwaj kompozytorzy tworzący musical do słów Witkacego? Jednak Marek Grechuta, za namową Jana Kantego Pawluśkiewicza, przystąpił do pracy nad tym przedsięwzięciem i dwaj założyciele zespołu Anawa połączyli siły po kilku latach pracy osobno. ’Szaloną lokomotywę’ otwiera tryptyk składający się na przebój ‘Hop szklankę piwa’. Wychodząc ze słusznego założenia, że po słowach ‘myśl w własne wątpia zapuściła szpony i gryzie siebie w swej własnej otchłani’ nic już słuchacza nie zaskoczy, twórcy przedstawienia serwują kolejną petardę w postaci ‘Przez uczuć najdziwniejsze sploty’. Marek Grechuta staje tu przed wyzwaniem jako wokalista. Śpiewa na różnych poziomach interpretacji, posługując się rozmaitymi środkami wyrazu. Ważną rolę odgrywa na tej płycie Maryla Rodowicz. Jak się okazuje dla niej to także było wyzwanie wokalne. W piosence ‘Z głębiny nocy niepojętej’ musiała zaśpiewać ‘poza skalą’. Jednak od początku była przekonana do tego przedsięwzięcia. W duecie z Markiem można usłyszeń wokalistkę też w “Oto ja – oto on”, “Czy to tu?”.” Warto wspomnieć o wznowieniu płyty na CD, która ukazała się w 2000 roku. Dwa nagrania studyjne poszerzające tę edycję to wczesne wersje piosenek do wierszy Czechowicza i Moczulskiego. W ‘Przemianach (Motorek)’ pojawiają się Alibabki. ‘Ikar’ zagrany został bardziej ostro, surowo i w uboższym składzie instrumentalnym. Warto dodać, że w utworach dodatkowych znalazła się “Guma do żucia”, w którym to zadebiutowała w roli piosenkarki Krystyna Janda. Jej interpretacja została doceniona na Festiwalu w Opolu w 1977 roku, kiedy to artystka zdobyła Nagrodę Dziennikarzy. Zresztą pamiętny rok na tymże festiwalu przyniósł ogromną popularność Markowi Grechucie, kiedy to zdobył I nagrodę i od tego czasu wszyscy śpiewali “Hop – szklankę piwa!”. Dodatkowym rarytasem jest utwór ‘Człowiek spotęgowany człowiekiem’. Nie został on zarejestrowany nigdy w studiu ze względów na istniejącą wtedy cenzurę (twórczość Gombrowicza była zakazana do 1986 roku). Piosenkę w wykonaniu na żywo odnaleziono po latach, dzięki fanom.” „’Szalona Lokomotywa’, szalony krakowski spektakl [4] – pierwszy w Europie Wschodniej musical powstał 27 lat temu w cyrkowym namiocie” – pisze Katarzyna Kachel – „Witkacy nie mógłby sobie wymarzyć lepszego za mieszania. ‘Szalona Lokomotywa’- wielka premiera wędrującego po Europie teatru STU, jedna z ostatnich pod namiotem – wywołała najwięcej burzliwych dyskusji. Spektakl na podstawie tekstów Witkacego miał największą w historii witkiewiczowskich przedstawień prasę i tysiące widzów. ‘W katowickim Spodku mieliśmy pięć kompletów pod rząd’, o czym donosił Dziennik Telewizyjny. ‘Pięć kompletów! Nie starcza mi dziś na to wyobraźni’ – wspomina reżyser Krzysztof Jasiński. – Kto musiałby teraz zagrać, by to powtórzyć? Jasiński nie ma wątpliwości, że ‘Lokomotywa’ była pierwszym polskim musicalem. Musicalem z piękną i szaloną muzyką Grechuty i Pawluśkiewcza, która tak oczarowała Marylę Rodowicz. Od jego premiery, w namiocie cyrkowym przy ulicy Rydla w Krakowie, minęło 27 lat. Ci, którzy tam byli pamiętają to wydarzenie dokładnie. Stuhr tarza się w piachu Rozpisywano się po premierze, że Marek Grechuta grał tak anielsko, że wszystkie starsze panie miały ochotę go schrupać. Był wtedy gwiazdą – w Opolu zdobył właśnie Grand Prix. Maryla Rodowicz chciała być w musicalu tak demoniczna, że kręcąc piruety tratowała i rekwizyty, i ludzi. To był szczyt jej popularności, ludzie zabijali się, by ją zobaczyć. To był także początek jej miłości do Jasińskiego. We wspomnieniach pisała jak między nią a reżyserem iskrzyło. Jerzy Stuhr cały czas wtedy biegał umorusany i ubrudzony od piachu, w którym się tarzał. Narzekał, że nawet się umyć nie było gdzie. Najbardziej mu imponowało to, że śpiewa z Marylą. Było gorąco od plotek i skandali: „Szalona Lokomotywa” Teatru STU wierciła wszystkim dziurę w brzuchu. Jedni pisali, że to cyrk i błazenada, za dużo w tym muzyki i na dodatek nie wiadomo o co chodzi. Inni, że to genialne, ale podejrzanie wesołe, jakby występy futbolowej drużyny. A Krzysztof Jasiński zacierał ręce. Oburzali się na niego specjaliści od kultury i trochę ci od Opola i Sopotu. Pierwszym brakowało politycznej ostrości, drugim przeszkadzał Witkacy. Gadali o tym bez końca, a krakowianie cały czas forsowali ogrodzenie, by dostać się do namiotu, w którym grano ‘Lokomotywę’. Wszyscy chcieli zobaczyć wielkie show: pędzące drezyny, fajerwerki, jeżdżące fortepiany i tę najważniejszą, wąskotorową ciuchcię, która latała na nietoperzowych skrzydłach. Rodowicz wodzi na pokuszenie Marek Grechuta opowiadał pewnemu dziennikarzowi treść ‘Szalonej Lokomotywy’. Rzecz dzieje się w zapadłej miejscowości, gdzie żyje sobie dróżnik Istvan (Jerzy Stuhr / Włodzimierz Jasiński), młodzieniec o artystycznych ambicjach. Matka (Zofia Niwińska / Barbara Kruk-Solecka) opowiada mu legendę o muzyku, który chciał stworzyć najwspanialsze w historii muzyki dzieło – ‘Sonatę Belzebuba’. Zwariował jednak i powiesił się na pasku od spodni. Myślał o tej historii Istvan, myślał, aż pewnego dnia stanął przed nim Belzebub (Marek Grechuta). Obiecał mu spełnienie marzeń twórczych, o ile wyrzeknie się miłości do prostej Rozalki (Halina Wyrodek/Irena Szymczykiewicz). Podsuwa mu za to Hildę (Maryla Rodowicz), ucieleśnienie sztuki. Dróżnik, rozdarty między kobietami i pragnieniami, przeżywa piekło, z którego chce się wyzwolić dusząc Rozalkę. Wszystko to na nic, Istvan nie tworzy bowiem wielkiego dzieła, załamany kładzie więc głowę pod lokomotywę, która lituje się nad nim, unosząc się na skrzydłach w powietrze. Historia może i banalna. Tyle że lokomotywa Jasińskiego była jak ‘Pegaz’: Najmniej rozczarowani byli miłośnicy popularnych piosenkarzy, najbardziej ci, którzy oczekiwali przeżycia metafizycznego. Lokomotywa była prawdziwa – biała, wąskotorowa, miała skrzydła, a ogień buchał jej ze wszystkich rur. Wjeżdżała na scenę z piekielnym gwizdem, fajerwerkami i nieziemską muzyką. A wjeżdżała wzdłuż piersi i między nogami potężnej kobiety, która była głównym elementem scenografii spektaklu. Tego było już za wiele. Dziwaczne maszyny, wielkie wędrujące piersi, łoże, które zamienia się w katafalk, roztańczony fortepian i pękająca maska, zabiły krytykom niezłego ćwieka. I co na to Witkacy? – pytali. Aniołek Grechuta gra szatana Grechuta jakby za słaby, Rodowicz jakby za silna – narzekano. Nie wiadomo co to jest: cyrk, kabaret, operetka? – ‘A to było nieziemskie widowisko’ – wspomina dziś Jerzy Stuhr – ‘Zaczynało się tak pięknie, cicho, tajemniczo. Ja z Haliną romantycznie, intymnie. Potem było szaleństwo, erupcja, fajerwerki. Cyrk. Na arenę wjeżdżały drezyny, bicykle. Grechuta śpiewał „Hop, szklankę piwa”, ja kotłowałem się z Rodowicz na bujanym łożu, a niektórzy manifestacyjnie wychodzili z namiotu. To jest koniec teatru STU, to blamaż, nieporozumienie – krzyczeli’. Krytyka się gryzła. Jednemu za mało było jak na musical muzyki, drugiemu aż nadto, trzeci widział w tym rock-operę, takie coś jakby „Hair”. Jasiński nie ma wątpliwości, że to pierwszy polski musical. – ‘No może nie pierwszy, ale musical’ – zgadza się Maryla Rodowicz. – ‘Gdy usłyszałam muzykę Grechuty i Pawluśkiewicza, piękną i szaloną, wiedziałam, że to będzie wielkie wydarzenie. Nowatorskie i odważne technicznie. Cały czas przecież coś tam wyjeżdżało, zapadało się. Musiałam chodzić po pionowych drabinach, schodzić do podziemi, biegać po tym piasku i cały czas śpiewać’. Świetna była w „Lokomotywie” 70-letnia Zofia Niwińska, pędząca bez żadnych zabezpieczeń po piasku na ‘roweronie’ – szalonej konstrukcji przypominającej trycykl. Niewzruszony był Marek Grechuta, gdy parowóz przecinał mu co rusz kable od mikrofonu. Niezłomni byli technicy, kiedy zmuszali oporną drezynę, by wyjechała na arenę. Wszyscy przeczuwali, że biorą udział w wielkim wydarzeniu. To była rewolucja. Wywołali ją Jan Kanty Pawluśkiewicz i namówiony przez niego Grechuta. Gdy przyszli ze swoją muzyką do Jasińskiego, nie było już odwrotu. A gdy piosenką z musicalu „Hop, szklankę piwa” Grechuta wygrał Opole, wszyscy wiedzieli, że zanosi się na szaleństwo. Tym większe, że teatr STU nie miał odpowiednich pracowni. – Głównym motywem scenografii była leżąca w piasku kobieta, zakopana tak, że wystawała głowa i piersi. Był to taki witkacowski kobieton. Dziś byłby problem z tą głową, na którą zużyto tyle materiału ile na duży dwunastoosobowy jacht- opowiada Jasiński. Głowa ta w trakcie spektaklu rozpadała się z hukiem. To ulubiony moment Maryli Rodowicz. – ‘Pękała, a w środku były białe robaki, baletnice w trykotach’ – mówi. Co dziś stało się z głową i wielkimi piersiami, co się stało z uskrzydloną lokomotywą? Reżyser mówi, że kobieton trafił na śmietnik, lokomotywa poszła na złom, ale jej koła zostawił sobie Jasiński na pamiątkę. Epilog ‘Lokomotywa’ grana była do końca. Do momentu, gdy przestały chodzić kolejki i ludzie nie mieli czym dojechać pod namiot. Był sierpień 80, teatr STU grał na Wybrzeżu. Przedstawienia zostały odwołane, Maryla wsiadła do swojego czerwonego porsche i pojechała zatrąbić pod bramę stoczni. Nigdy już później ‘Szalonej Lokomotywy’ nie zagrano.” „Szalona lokomotywa”, była niesamowitym spektaklem, dziś jest tylko (aż) relacją muzyczną, fragmentem. Grechuta i Pawluśkiewicz stworzyli dzieło brawurowe, wybierając teksty właściwie absurdalne, które trudno było odśpiewać, a dokładniej- tylko wielkiej miary artystom mogło się to udać i się udało. Magiczna to muzyka… Dwóch kompozytorów ją stworzyło- Grechuta i Pawluśkiewicz. Muzyka jest fascynująca, wyśpiewana w sposób, który przykuwa uwagę i zachwyca. Ta płyta jest z tych nielicznych, które zyskują z każdym jej przesłuchaniem… Już tyle lat! Z tekstami Witkacego splątano utwory „obce”: „Motorek” Józefa Czechowicza, „Ikar” Leszka A. Moczulskiego, „Deszcz na jeziorach” Jonasza Kofty i „Człowiek spotęgowany człowiekiem” Witolda Gombrowicza (dwa ostatnie tytuły znalazły się w wersji rozszerzonej z roku 2000). Instrumentaliści: Piotr Techmański (flet, klarnet, saksofon), Jerzy Wysocki (gitara akustyczna), Janusz Grzywacz (fortepian Fendera, syntezator), Paweł Ścierański (gitara elektryczna), Krzysztof Ścierański (gitara basowa) i Marian Bronikowski (perkusja), zapewnili tło muzyczne, które było zinstrumentowane na sposób jazzowy, dzięki czemu (jak mi się wydaje) brzmienie instrumentów elektrycznych łączone z klasycznymi: fortepianem, skrzypcami, klarnetem czy gitarą akustyczną do dziś brzmią zaskakująco nowocześnie. Jeśli się przyjrzeć tekstom Witkacego to okazuje się, że pochodzą one w głównej mierze z jego dramatów, a jeden fragment („Zabij ten lęk”) z powieści „622 upadki Bunga”. Pod względem trudności warsztatowych „Szalona lokomotywa” stawiała przed wokalistami wysoki „płot do przeskoczenia”. Dla Marka Grechuty problemem była skala dynamiki- od szeptu po krzyk. Od Maryli Rodowicz, która uległa fascynacji muzyką i od początku miała poczucie, że bierze udział w czymś ważnym, wymagano nawet zaśpiewania „poza jej skalą”. Użyła techniki falsetowej, uzyskując nietypowy efekt kolorystyczny. Od obojga, muzyka z tekstem, wymagała ciągłej przemiany emocjonalnej podczas interpretowania utworów, a jeśli wyobrazimy sobie, że w czasie spektaklu w Teatrze Stu musieli pokonać te trudności, to trzeba uznać wykonawców za mistrzów. Album- „Jan Kanty Pawluśkiewicz Antologia vol. 3 – Marek Grechuta„, wydany przez Polskie Radio (PRCD 1673) w 2013 roku, zawiera dziewięć archiwalnych utworów nagrywanych przez zespół Anawa dla Polskiego Radia w latach 1968-1970, nigdy wcześniej niepublikowanych: „W dzikie wino zaplątani”, „Serce”, „Dni, których nie znamy” i innych. Większą część- drugą, płyty wypełniły utwory z musicalu „Szalona lokomotywa”, które są materiałem zrealizowanym dla płyty Pronitu / Polskich Nagrań z 1977 roku. „Marek Grechuta i Anawa. Ile razy słyszałem w radiu tę zapowiedź? Milion? Przez pół wieku, pewnie tak. ‘Niepewność’, ‘Nie dokazu’, ‘Dni, których nie znam’ i ‘Świecie nasz’. Piosenki piękne, wzruszające, mądre i prawdziwe. Z każdym kolejnym rokiem coraz bardziej nieśmiertelne. Teraz, w ramach antologii, w wersjach radiowych i wcześniej nie publikowanych. Tylko czy na pewno wszyscy je znamy? Przybyły nowe pokolenia, dla których Marek Grechuta jest już innym artystą niż dla nas. Im szczególnie polecam pierwszą część płyty. Druga, to ‘Szalona lokomotywa’. Rzecz absolutnie kultowa i to przez wielką literę K. Bez żadnego, powszechnego dziś, nadużycia. Pamiętam ów rok 1977 przez pryzmat szaleństwa, które przetoczyło się przez media i ulice polskich miast. Wszyscy o tym mówili. To była największa atrakcja tamtych wakacji. Wszyscy jechali do Krakowa. Tłumy szturmowały teatr STU. Maryla Rodowicz i Marek Grechuta w musicalu. Sensacja wcześniej nieznana. Plakaty w całym kraju. Radio gra ‘Hop, szklankę piwa’. Było tego tak dużo, że mogło się wydawać, iż w kraju nad Wisłą jest jeden teatr, dwoje artystów i wszyscy jesteśmy zaproszeni. Oczywiste było zatem, że powstaje pokoleniowa legenda.” [Arkadiusz Stegenka, 2018] Album „Jan Kanty Pawluśkiewicz Antologia vol. 1 – Andrzej Zaucha”, wydany przez Agencję Muzyczną Polskiego Radia w 2021 roku, jest pierwszą pozycją serii „Jan Kanty Pawluśkiewicz – Antologia”. Podczas opisywania płyt wyżej demonstrowabych zastanawiałem się, który z polskich wykonawców mógł, nie tyle zastąpić co kontynuować pracę Grechuty w ramach zespołu Anawa. Kto mógłby zblizyć się do zinterpretowania utworów w sposób charakterystyczny dla Grechuty i to tak żeby słuchacze nie odczuwali dyskomfortu podczas słuchania znanych przebojów w nowym wykonaniu? Mam wrażenie, że takim wyjątkowym artystą był Andrzej Zaucha… Przesłuchanie płyty „Anawa” (lub tej właśnie omawianej) może o tym przekonać. Andrzej Zaucha dysponował barwą głosu nadającą się idealnie do przekazywania treści poważnych, mógł też sprawnie radzić sobie z jazzowymi harmoniami. Potrafił swoim głosem wydobywać emocje ukryte w dziele muzycznym. Jego możliwości wokalne i różnorodność repertuaru budziły podziw, tym bardziej, że był muzycznym samoukiem. „Jeśli chodzi o estradę, to Andrzej wszystko potrafił. Był, można powiedzieć, showmanem w hollywoodzkim stylu. Poruszał się z łatwością w każdym gatunku muzycznym, frazował jak jazzman, a skalą głosu mógł wpędzić w kompleksy niejednego śpiewaka operowego” – wspominał Andrzej Sikorowski (wokalista i gitarzysta grupy Pod Budą). Wydawnictwo „Jan Kanty Pawluśkiewicz Antologia vol. 1 – Andrzej Zaucha”, składa się z 16 utworów. 11 z nich pochodzi z płyty „Anawa” nagranej w 1973 roku (tytuł mylący, bo pierwszy LP Marka Grechuty i zespołu Anawa z roku 1970 również miał ten tytuł). Kolejne pięć to archiwalia- kilka nieoficjalnych wersji utworów zespołu, nagranych dla Polskiego Radia w latach 1972 i 1973. „Anawa” ma formę koncept albumu. Jan Kanty Pawluśkiewicz, zauroczony jazzem i awangardowym nurtem rockowym zmienił brzmienie zespołu na bliższe tym nurtom i słychać wpływy największych światowych progresywnych grup tego okresu. Najsilniejszym walorem płyty jest aspekt treściowy zawarty w tekstach. Utwory są majestatyczne, z istotną rolą sekcji smyczkowej i chóru. Istotne znaczenie mają filozoficzne teksty Leszka Moczulskiego i Ryszarda Krynickiego. W piosence „Człowiek Miarą Wszechrzeczy” usłyszeć można także fragment „Eposu o Gilgameszu”, a w „Będąc Człowiekiem” dwie strofy autorstwa Giordano Bruno. Omawiana płyta to niezwykle urozmaicona forma z tzw. „ambicjami” z zachowaniem zgodności sfery lirycznej z adekwatnie jej odpowiadającą kompozycją instrumentalną. Materiał zgromadzony na płycie to nadal album stylistycznie pokrewny poezji śpiewanej, a więc wokaliści, a jest ich dwóch, tym bardziej zwracają na siebie uwagę. O Andrzeju Zausze wspominałem a o Zbigniewie Frankowskim jeszcze nie… Bo najchętniej nie wspominałbym o jego udziale, bowiem jest w każdym aspekcie różny od Zauchy, a przede wszystkim w warstwie brzmieniowej. Warsztatowe możliwosci Frankowskiego są dużo skromniejsze- w wyższym rejestrze „źle się czuje”, a to w przypadku nowej formuły jaką zespół Pawluskiewicza przyjął za swoją było poważnym ograniczeniem. Pewne braki warsztatu wokalnego w niektórych piosenkach przeszkadzały, a w niektórych nie były one widoczne… Ale i tak, mimo pewnych minusów, album „Anawa” jest powszechnie uważany za szczytowe osiągnięcie tego zespołu. Największa w tym zasługa Pawluśkiewicza, który w sferze kompozytorskiej i aranżacyjnej dosięgnął ideału, albo prawie ideału. Różnorodność muzycznych rozwiązań, przebojowość utworów przy jednoczesnych awangardowych inklinacjach muzyków były na początku lat 70. bardzo chętnie słuchane, o wiele mniej krytycznie niż dziś. Fani znajdą na tej płycie na pewno coś dla siebie- niekoniecznie wszystko się spodoba, ale… Wśród utworów znajdą te dla siebie- perły po prostu! Należy być wdzięcznym Polskiemu Radiu, że zdecydowało przypomnieć ten album, rozszerzając oryginalne nagrania o parę ciekawostek. Może zdarzyć się tak, że dzięki pojawieniu się albumu „Jan Kanty Pawluśkiewicz Antologia vol. 1- Andrzej Zaucha” zespół Anawa przestanie być utożsamiana wyłącznie z Markiem Grechutą. Ta zapomniana płyta, mimo upływu prawie 50 lat od jej pierwszego wydania wciąż zaciekawia, a nawet fascynuje. Dla dopełnienia obrazu Marka Grechuty– wokalisty, kompozytora i poety, dobrze jest o nim przeczytać to co zebrał na 237. stronach biografii artysty Wojciech Majewski: „Marek Grechuta. Portret artysty”, książka o twardej oprawie, wydana przez Znak w 2006 roku. „Marek Grechuta. Portret artysty” to pierwsza książka o jednym z najważniejszych polskich artystów- Marku Grechucie i jego twórczości, a napisał ją znakomity muzyk jazzowy- Wojciech Majewski. To nie tylko rys biograficzny artysty, bo autor podjął też próbę opisania fenomenu jego twórczości. Muzyczna wiedza i doświadczenie autora pozwoliły wynieść z rozmów z samym Markiem Grechutą wszystko co mogło posłużyć swoistemu przewodnikowi po twórczości krakowskiego artysty. Książka zawiera liczne fotografie, po raz pierwszy publikowane obrazy Marka Grechuty i płytę z zapisem występów na festiwalach w Krakowie i Opolu. Autor potrafił namówić artystów takich jak: Jan Kanty Pawluśkiewicz, Krystyna Janda czy Grzegorz Turnau, do zwierzeń na temat swojej znajomości z Grechutą. Autor ogranicza się tylko do najważniejszych faktów biograficznych, żadnych plotek, żadnych wypełniaczy… Książka skupia się przede wszystkim na twórczości Grechuty. Większa część książki (bo czy można nazwać ją biografią? Może tak, a może nie) przeznaczona jest głównie dla fanów artysty, a gdy w tle odtwarzane są nagrania z boxu „Świecie nasz” (a więc prawie kompletną dyskografię) to obraz wielkiego polskiego artysty staje się właściwie pełny. [1] Z dorobku naukowego i dydaktycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego (w tej pracy, w oparciu o teoretyczne uwagi sformułowane przez badaczy zajmujących się zjawiskiem ekfrazy w literaturze i muzyce, zostały ukazane strategie, poprzez wykorzystanie których Grechuta-poeta i Grechuta-kompozytor mierzy się z próbą ekfrazy) [2] Ekfraza– wiersz inspirowany lub stymulowany dziełem sztuki [3] Informację zaczerpnięto z opisów Pana Daniela Wyszogrodzkiego, znawcy i miłośnika twórczości Marka Grechuty. [4] Z artykułu Pani Katarzyny Kachel– „Szaloną lokomotywą w szalone lata siedemdziesiąte”, zamieszczonego w serwisie: Zraniony Bocian zrywa się do lotu Wstęp Nazywam się Przemysław Kupidura. W "(nie)pewnych" środowiskach jestem znany jako Wounded Stork. W innych - jako naukowiec i wykładowca. Komponuję i nagrywam piosenki. Jedna z nich jest tak dobra (ale naprawdę dobra), że chciałbym zrobić do niej teledysk (with a little help from my friends).Pomóżcie mi uszczęśliwić świat. Nią - nim, tym teledyskiem. Opis projektu Piosenka jest gotowa - nagrana, zmiksowana, zmasterowana i w ogóle. Jest TUTAJMamy też intrygujący pomysł na teledysk i grupę utalentowanych, bardzo młodych artystów, którzy gotowi są go pieniędzy na wypożyczenie kamer, oświetlenie, opłacenie ekipy i wynajęcie studia. Powstanie z tego coś tak pięknego, że nie sposób to opisać słowami. Serio: czyste piękno muzyki i obrazu, pełna harmonia. Cel projektu Jeśli uda nam się zebrać pieniądze, nakręcimy prześwietny teledysk. Będą w nim światła, ale miejscami wcale nie, a czas będzie stawał i przyspieszał, różnie dla różnych osób dramatu. Będzie też mnóstwo klatek. Wyobraźcie sobie, jak przez te kilka minut piosenki doświadczacie względności czasu, przestrzeni, że wszystko to współgra. Jeśli pomożecie nam w zbiórce, nie będziecie musieli sobie tego wyobrażać - właśnie taki efekt chcemy osiągnąć: przy pomocy kamer, świateł i w swej hojności wpłacicie więcej pieniędzy - nie martwcie się, nie zmarnujemy ich. W kolejce czekają następne piosenki i następne pomysły na teledyski. Każda złotówka ponad to, o co prosimy, to mały krok w kierunku ich realizacji. Nagrody Nasza wdzięczność może przyjąć różne formy: materialne i tych bardziej tradycyjnych:Bardzo uprzejmie Wam podziękujemy. Bardzo. Imiennie, w mailu, na Facebooku i gdzie zechcecieDostaniecie od nas krótki film making of z planu teledysku; tam też Wam podziękujemyWasze nazwiska pojawią się w napisach końcowych teledysku Dostaniecie CD z kilkoma piosenkami Wounded Storka, nawet tymi jeszcze niepublikowanymilub z teledyskiemA z tych mniej tradycyjnych (tutaj robi się ciekawie):Autor tekstu piosenki (utalentowany poeta, a przy okazji prawdziwy profesor) napisze dla Was wiersz: limeryk, a może nawet sonet trzynastozgłoskowcem - na zadany temat. Może być na euforycznie, może być na rozpaczliwie. Z dedykacją dla umiłowanej lub z klątwą, która nie odstąpi też mogli wystąpić w teledysku (jeśli tylko będziecie chcieli i wpłacicie pieniądze odpowiednio wcześnie)A nawet (teraz najlepsze) napiszemy, skomponujemy i nagramy Wam piosenkę. Prawdziwą piosenkę w prawdziwym studiu. Świetna na urodziny, rocznicę ślubu, Pierwszą Komunię, a nawet chrzciny czy mniej wesołe okazje jak złamane serce, gorycz zdrady, zwolnienie z pracy (z dedykacją dla pracownika HR lub szefa).Wszystkie nagrody, których przygotowanie wymaga trochę czasu (płytka CD, nagrana piosenka z dedykacją itp.) zostaną wysłane po zebraniu pełnej kwoty - w ciągu miesiąca po. O autorze / Zespół Piosenkę skomponowałem, zaaranżowałem i zaśpiewałem ja, Przemysław Kupidura czyli Wounded Stork. To ja:Autorem tekstu jest Dariusz Jemielniak, profesor. Oto on:Gdy był jeszcze młodszy niż teraz, dostawał nagrody za swoje wiersze. Jesteśmy przyjaciółmi i tworzymy profesorski duet autorów, jedyny taki w najbliższej nagraniu uczestniczyli wyjątkowi muzycy. Na gitarze zagrał Tomek Pfeiffer, na basie - Piotr Zabiełło-Adamczyk, na pianinie - Dariusz Leonowicz, a na perkusji - nie powiem. Ostateczny kształt piosence nadał producent Dariusz teraz ekipa od jak Daft Punk, jak The Residents, jak Banksy - nie chcą ujawnić swoich tożsamości. Ale mają na koncie filmy, teledyski i reklamy. Jeden z nich, reżyser, gdy pracuje wygląda mniej więcej tak:Jeśli chcecie o coś zapytać lub po prostu sprawdzić, czy istniejemy, piszcie na adres: @ Ryzyko Ponieważ nasza ekipa od teledysku jest bardzo utalentowana, a przez to bywa zajęta, może się zdarzyć, że jak już zbierzemy pieniądze, wypadnie im jakiś projekt i zamiast od razu, zrobimy ten teledysk miesiąc czy półtora później. Ale powstanie. Na pewno. I będzie superfajny! Ocena Brak ocen Komentarze Nagrody (12) Imienne podziękowania 5 zł lub więcej 52 wspierających Każde wsparcie jest ważne, ziarnko do ziarnka itd. Dlatego podziękuję Ci najserdeczniej jak tylko umiem - na swoim facebookowym profilu. Przewidywana dostawa: luty 2017 Imienne podziękowania wideo!!! 10 zł lub więcej 49 wspierających 10 zł to już nie byle co: 2x więcej, niż 5zł! Z wdzięczności osobiście Ci podziękuję - nagram krótki filmik w którym wyrażę jak ważne jest dla mnie Twoje wsparcie. I wyślę. Nie kasuj go, przyda się, gdy już będę sławny. Przewidywana dostawa: luty 2017 3 x mp3 25 zł lub więcej 32 wspierających Kilka piosenek mam już gotowych. Możesz usłyszeć je wcześniej niż inni, jeszcze przed premierą! Wyślę Ci je mailem zaklęte pod postacią plików mp3. Przewidywana dostawa: luty 2017 Przedpremierowe CD w papierowej (ale smacznej) okł 50 zł lub więcej 53 wspierających Wyślę Ci pocztą (prawdziwą) płytę CD z aż 4 piosenkami Wounded Storka (w tym Ci sami). Usłyszysz je wcześniej niż inni. Inni nie będą mogli powiedzieć tego samego! Przewidywana dostawa: marzec 2017 Zakup wymaga podania adresu dostarczenia Twoje nazwisko w napisach końcowych 100 zł lub więcej 13 wspierających 100 zł to już naprawdę piechotą nie chodzi. Dziękuję! Dopiszemy Twoje nazwisko do listy płac a rebours wraz z zaszczytnym tytułem Sponsora. Zostanie tam po kres Internetu. Wiesz ilu ludzi codziennie odwiedza Internet? Mnóstwo! Tylu może poznać Twoją hojność! Przewidywana dostawa: marzec 2017 Twoje nazwisko w napisach końcowych + CD 150 zł lub więcej 9 wspierających To było do przewidzenia: 100 zł za nazwisko w napisach + 50 za CD to 150 zł za nazwisko w napisach + CD. Mówiąc inaczej: honor po wsze czasy, a zanim się one wypełnią: przedpremierowa płyta z 4 piosenkami i obietnica prawdziwej, gdy już powstanie. Przewidywana dostawa: marzec 2017 Zakup wymaga podania adresu dostarczenia Tytuł Złotego Sponsora 200 zł lub więcej 10 wspierających Za taką wpłatę należy się specjalne wyróżnienie! Oczywiście wyrażone w napisach końcowych na specjalnym miejscu, dla Złotego Sponsora. Elitarne miejsce, obiekt pożądania. Oprócz tego przedpremierowa płyta CD, a jak już wyjdzie prawdziwa, dorosła, to prześlę prawdziwą. Przewidywana dostawa: marzec 2017 Zakup wymaga podania adresu dostarczenia Tytuł Złotego Sponsora + limeryk 225 zł lub więcej 1 wspierających Tytuł Złotego Sponsora już masz, ale... czy ktoś napisał kiedyś wiersz specjalnie dla Ciebie? Nie? A może chciał(a)byś zaimponować Komuś Specjalnemu, śląc, nawet wygłaszając limeryk stworzony właśnie dla Niej/Niego? Jedna z tych rzeczy może zdarzyć się już wkrótce! Nie przejmuj się, że wena Cię omija, Darek Jemielniak, autor tekstu piosenki "Ci sami" to stary znajomy Euterpe, muzy poezji - napisze coś dla Ciebie. Na zadany temat, dla zadanej osoby. Świetnie nadaje się na prezenty urodzinowe i jako humorystyczny akcent podczas przyjęć w biurze. Przewidywana dostawa: marzec 2017 Tytuł Złotego Sponsora + sonet 250 zł lub więcej 5 wspierających Wg Wikipedii "Sonet to kunsztowna kompozycja poetyckiego utworu literackiego, która złożona jest z 14 wersów zgrupowanych w dwóch czterowierszach (tetrastychach), rymowanych zwykle abba abba i dwóch trójwierszach (tercynach)." Brzmi nieźle, a pomyślcie jak zabrzmi sonet, który specjalnie dla Was napisze autor tekstu piosenki "Ci sami" Dariusz Jemielniak (Dariusz jest szychą w Wikipedii, wiedzieliście?). Założę się, że nikt w okolicy nie ma czegoś podobnego. Wskażcie tylko temat. Wspaniały prezent na walentynki, rocznice ślubu i miesięcznice chodzenia. Najlepiej stosować z czerwonym winem i pudełkiem czekoladek. Wino i czekoladki nie są wliczone w cenę, za to wliczony jest tytuł Złotego Sponsora! No i CD, wiadomo. Przewidywana dostawa: marzec 2017 Piosenka specjalnie dla Ciebie + tytuł Złotego S 350 zł lub więcej 0 wspierających Dariusz Jemielniak napisze tekst, a ja skomponuję i nagram piosenkę w swoim domowym studiu. Może być smutna, może być wesoła, na pewno będzie zrobiona z pasją i zaangażowaniem. I ładna. Wskaż temat, my zajmiemy się resztą. Warto jest mieć własną piosenkę, to naprawdę lepszy lans - sprawdzone! Pamiętaj, że tytuł Złotego Sponsora (który równocześnie uzyskasz) zobowiązuje! Przewidywana dostawa: marzec 2017 Piosenka+ specjalnie dla Ciebie + tytuł Złotego Sp 500 zł lub więcej 0 wspierających Dariusz Jemielniak napisze tekst, a ja skomponuję i nagram piosenkę. Może być smutna, może być wesoła, na pewno będzie zrobiona z pasją i zaangażowaniem. I ładna. Wskaż temat, my zajmiemy się resztą. Ponieważ to Piosenka+, nagramy ją i zmiksujemy w profesjonalnym studiu (w tym samym, w którym powstają piosenki Wounded Storka, w tym "Ci sami"). Nie mogę się doczekać, Złoty Sponsorze! Przewidywana dostawa: kwiecień 2017 Wspólne nagranie specjalnej dla Ciebie Piosenki+ 700 zł lub więcej 2 wspierających Napiszemy z Darkiem piosenkę. taką jaką chcesz. A potem pojadę z Tobą do studia (w Warszawie), w którym nagrywam płytę i nagramy ją razem. Jeśli będziesz chciał/a - w duecie, jeśli nie, zrobisz to sam/a! Brzmi fantastycznie? Pomyśl, jak zabrzmi nasza wspólna piosenka! Może stworzymy przebój, Złoty Sponsorze? Przewidywana dostawa: kwiecień 2017 Zobacz też ETER ETER to: • Taktyczna, dwuosobowa gra pojedynkowa • 4 tryby walki, w tym tryb turniejowy • Gra logiczna z dodaną szczyptą magii Pozostało 18 dni Zebrano22 211 zł Osiągnięto222% Zobacz Wyjątkowa, przepięknie ilustrowana książeczka dla dzieci, do której dołączona jest płyta CD z bazie 10 współczesnych historii z życia uczniów i przedszkolaków: o urodzie, kompleksach, obrażaniu, zazdrości, o świętowaniu niedzieli, o odwadze, pomaganiu, strachu, uczciwości i o umiłowaniu prawdy, dzieci łatwiej zrozumieją, czym są prawdziwe wartości i jak powinny zachować się w danej sytuacji. Pointą do opowieści jest 10 piosenek o biblijnych bohaterach zmagających się z podobnymi problemami. Są to: Estera, Dawid, Abraham, Jakub, Samuel, Samson Mojżesz, Jozue, Noe i ta to doskonała pomoc w wychowaniu dzieci oraz fantastyczne narzędzie w ich edukacji biblijnej.

studio w którym powstają cd z piosenkami